czwartek, 21 lutego 2013

Chapter Twelve

Bez twych słów, bez twych rąk....

    - O mój Boże!
Przygryzłem nerwowo wargę, spoglądając na wrzeszczącego i skaczącego na jednej nodze Louisa. Machał przy tym rękoma, udając ptaka i gdyby nie fakt, że byłem cholernie przerażony to pewnie bym się zaśmiał. Ale ja nie mogłem wydobyć z siebie choćby słowa - Eleanor stała obok Lou i przyglądała nam się z uśmiechem, a on zdawał się odgrywać zawodowy fangirling.
- Eleanor czy ty to też widziałaś?!
- Lou uspokój się.
- Ale czy ty to widziałaś?!
- Louis, do cholery, nie bądź dzieckiem - Eleanor tupnęła nogą.
Uśmiechnąłem się. Byli uroczy, pomimo iż przez większość czasu Lou zachowywał się jak duże dziecko. Ale Eleanor to akceptowała i nie miała nic przeciwko temu. Czasem z resztą bywała gorszym dzieckiem niż on.
- Od kiedy wy jesteście razem?!
Spojrzałem na Harry'ego. No właśnie - od kiedy? I czy my w ogóle jesteśmy razem?
Harry był skupiony. Stał obok mnie i dopiero teraz zauważyłem, że mocno ściskał moją rękę. Był jednak znacznie spokojniejszy niż ja, a przynajmniej na takiego wyglądał. Ja czułem się, jakby wewnątrz mnie każda komórka ciała miała ochotę wrzeszcząc uciec jak najdalej od tego miejsca. Komórki Harry'ego stały spokojnie, bez wrzasku, po prostu czekały na to co się wydarzy.
- Już jakiś czas - odpowiedział Harry. Na dźwięk jego głosu, zadrżałem lekko.
- Zajebiście! - wrzasnął Louis, a ja stałem wryty i zszokowany. Zajebiście? Czy on właśnie powiedział, że zajebiście?
- Zawsze marzyłem, żeby One Direction było pełne gejów i biseksualistów! Harry, ty bestio, została tylko dwójka do odstrzału!
      No tak. Cały Louis i jego obsesja na punkcie dominacji biseksualistów. Czego ja się spodziewałem? Że będzie zadowolony, bo ja i Harry jesteśmy razem i będzie nam życzył cudownego szczęście i nieziemskiego seksu - wiem, że brzmi to słabo, ale to w końcu był Louis a nie jakiś poeta.
- W sumie pasujecie do siebie - brunet odezwał się po chwili. - Fajnie będzie jak już reszta się dowie!


     - Uwierzycie, że to już praktycznie koniec? Wrócimy do Anglii i wszystko zacznie się od nowa. Koncerty, wywiady...
      Podniosłem wzrok na Liama. Siedzieliśmy wokół ogniska, gdzie na początku naszego urlopy odbyła się największa "popijawa" w historii całego ośrodka - a przynajmniej tak twierdziła Paulina. Obok mnie siedział Harry, miał rozwiane włosy i ten beztroski uśmiech na ustach. Eleanor, przytulona do Louisa siedzieli naprzeciwko nas. Odkąd wróciliśmy z wyspy, Louis obserwował bacznie mnie i Harry'ego. Zdawał się tylko czekać na moment, w którym będziemy gotowi powiedzieć chłopakom o tym, że mamy TO, że mamy swoją małą miłość. Ale my nie byliśmy gotowi, prawdę mówiąc wątpiłem czy będziemy nim wrócimy do Anglii.
      Rozumiałem, że Louis czekał. Na jego miejscu pewnie sam byłbym niecierpliwy, ale nawet jeśli, to musiał wytrzymać tak długo, jak będzie to potrzebne. Ja i Harry dopiero przywykliśmy do tego, że mamy TO. Prawdę mówiąc to ja wciąż przyzwyczajałem się do zmian, jakie we mnie zaszły.
     Musiałem przyznać, że byłem biseksualny. Nie było to łatwe, ale musiałem przyznać to przed samym sobą. I chyba to było najbardziej przerażające w tym wszystkim: zrozumieć, że nie jestem tą osobą, którą zdawałem się być przez ostatnie lata, przez całe swoje życie. A przynajmniej częściowo jestem kimś innym.
     - Dlaczego zniknęliście na tak długo? Niall, skąd te malinki? - Irlandczyk zaczął parodiować dziennikarzy. Zaśmiałem się, blondyn był od zawsze najlepszy w parodiowaniu wszystkich prezenterów i dziennikarzy. Niewątpliwie miał do tego dar i nikt nie mógł go w tym przebić. A już wiele razy próbowaliśmy.
- Czasami to mam ochotę wcale stąd nie wyjeżdżać - mruknął cicho Harry.
Spojrzałem na niego i posłałem pocieszający uśmiech. Sam nie wiem kiedy odruchowo złapałem za jego dłoń, chcąc mu dodać otuchy. To zabawne, ale on jako jedyny powiedział to, o czym każdy z nas w głębi duszy myślał. Nikt nie chciał stąd wyjeżdżać - zaznaliśmy tutaj tylu niesamowitych rzeczy, poznaliśmy wspaniałych ludzi, z którymi naprawdę bardzo się zżyliśmy. Nie chcieliśmy tego tak po prostu zostawiać, byłoby to zwyczajnie nie fair.
Pomyślałem o Niallu – jemu chyba najtrudniej będzie zostawić to miejsce. Przecież ma tutaj dziewczynę, z którą naprawdę wiele go łączyło. Paulina - jego „myszka” jak ją czule nazywał - była w tej chwili dla niego całym światem. Coraz częściej myślałem, że Irlandczyk postanowi zostać tutaj, w Polsce.
- W sumie to nie jest głupi pomysł - odezwał się chwilę potem.
Po raz kolejny spowiła nas cisza. Jeśli Niall zostanie, One Direction jest skończone, przecież to oczywiste.

     - Myślisz, że on wyjedzie? - zapytał Harry, kiedy wieczorem oboje ścieliliśmy nasze łóżko. Harry właśnie poprawiał poduszki - podnosił je, klepał kilka razy w powietrzu, a potem kładł z powrotem na ich miejsce. Złapałem go za rękę i mocno pociągnąłem w swoją stronę. W efekcie tego postępowania, oboje leżeliśmy na łóżku. Sam nie wiedziałem kiedy Harry sprytnie podniósł moją lewą ręką i wtulił się we mnie jak w pluszowego misia.
    To było jego ulubione miejsce - zasypiał leżąc na moim ramieniu. Dłonią oplatał moją klatkę lub gładził mnie po policzku. Jego lewa noga zawsze znajdowała się pomiędzy moimi. Uwielbiałem tak spać, nie wyobrażałem sobie bym kiedykolwiek mógł spać inaczej, z kimś innym.
    - Wiesz, jeśli zostanie, to One Direction będzie skończone. Nie wyobrażam sobie jak mielibyśmy współpracować na taką odległość. To chyba zbyt duży dystans - szepnąłem. Chwilę potem delikatnie ucałowałem go we włosy. Harry uśmiechnął się.
- Ale wtedy my nie musielibyśmy się ukrywać - zamruczał, tuląc się do mojej szyi.
To fakt, o tym nie pomyślałem ani razu. Moglibyśmy wtedy razem zamieszkać, kto wie, może zbudowalibyśmy dom gdzieś na obrzeżach miasta. To była... piękna wizja jutra.
- W takim razie - uśmiechnąłem się. - zostańmy tu wszyscy.
     Harry zachichotał, kiedy moje palce powędrowały w górę jego żeber delikatnie go łaskocząc. Miał niesamowite łaskotki - czasami wystarczyło, bym delikatnie przesunął opuszkami  po jego skórze a on już pękał ze śmiechu.
      Sam nie wiem kiedy znalazłem się nad nim. Nie wiem jak to się stało, że siedziałem na nim okrakiem, bardzo blisko jego twarzy. Harry dyszał z wysiłku, kiedy moje usta znajdowały się tuż nad jego wargami. Jego owiewający mnie oddech był gorący i chłodny jednocześnie. Nie wiedziałem jak to jest możliwe.
- Pocałujesz mnie w końcu? - zapytał.
Uśmiechnąłem się. Nie, wcale nie miałem zamiaru go męczyć, ale kiedy on w tak bezczelny sposób zażądał ode mnie pocałunku postanowiłem zmienić zdanie. To zabawne, ale czasami lubiłem robić mu na złość - Harry stawał się dużym dzieckiem, kiedy tylko się irytował.
- Nie - odpowiedziałem.
Chwilę potem usiadłem na łóżku, plecami do niego.Usłyszałem, jak Harry głośno wypuszcza powietrze z ust. Policzyem do trzech i...
- Ale Zayn! - jęknął brunet.
     Z całej siły powstrzymywałem śmiech. Mało brakowało a parsknąłbym jak koń. Nie zareagowałem na jego protest. Oburzony loczek - lubię go tak nazywać, chociaż wiem, że on tego nie cierpi - ukląkł tuż za mną. Jego oddech otoczył moje ucho, kiedy ten powoli przysunął się w moją stronę. Zadrżałem, a na moim ciele pojawiła się gęsia skórka.
    Harry złożył delikatny pocałunek na moim karku, a po chwili przesunął językiem na mój obojczyk. Nie mam pojęcia skąd ten skurczybyk wiedział, że to moje najwrażliwsze miejsce, ale wiedział. Kiedy delikatnie odchyliłem głowę do tyłu i przymknąłem oczy, jego usta zetknęły się z moimi.
     Hazz miał bardzo miękkie usta. Delikatnie spierzchnięte, ale lubiłem to. Kiedy mnie całował, robił to zawsze delikatnie. Najpierw subtelnie dotykał moich warg swoimi i czekał na moją odpowiedź. Dopiero wówczas gdy oddałem pocałunek, Harry go pogłębiał. Lubiłem to, że był taki delikatny. Dzięki temu czułem, że mu na mnie zależy. Widziałem Harry'ego jak się całował wiele razy wcześniej - wtedy był brutalny, namiętny. Ze mną było inaczej i właśnie to dawało mi pewność.
     Kiedy brunet oderwał się od moich ust, siedział okrakiem na moich kolanach. Moje dłonie spoczywały na jego karku, a palce delikatnie przesuwały po jego powierzchni. Jego oddech był przyspieszony, a w oczach grały ogniste błyski. Harry wyglądał tak tylko wtedy, kiedy był podniecony. I ja znałem to spojrzenie.
Spojrzałem głęboko w jego tęczówki, a on uśmiechnął się delikatnie.
- Zayn?
Pocałowałem go w czubek nosa i lekko zmierzwiłem włosy.
- Tak? - zapytałem.
- Nie wyjeżdżajmy stąd - szepnął cicho, po czym mocno wtulił się w moje ramiona. Harry drżał i wiedziałem, że bał się. Bał się tego co będzie, gdy wrócimy do anglii. Ja też byłem przerażony, ale wiedziałem co będzie.
- No jak to, skarbie? A kto zamiast nas zbuduje piękny dom na obrzeżach miasta? - zapytałem.
      Harry podniósł się gwałtownie. Jego oczy świeciły radosnym blaskiem.

      Kiedy Harry był pod prysznicem, ja dzwoniłem do mamy. To był swego rodzaju rytuał, odprawiałem go codziennie. Nie chciałem tracić kontaktu z mamą tylko dlatego, że chciałem unikać rozmów z Perrie. Sięgałem wtedy do szuflady z bielizną i spośród swoich bokserek i skarpetek wyłaniałem swój telefon. Nie sprawdzałem wiadomości - wiedziałem, że zawsze będzie tam mnóstwo powiadomień o nieodebranych połączeniach i sms'ów w stylu "Co się z tobą dzieje? Martwię się.". Nie chciałem tego słuchać, czytać. Może byłem brutalny, ale... Lepsze to, niż zranić Harry'ego.
    Wykręcając numer do mamy upewniłem się, że będę miał spokój. Zamknąłem drzwi od naszej sypialni i wyszedłem na taras, bo tam zawsze był najlepszy zasięg. Byłem w szoku, że w takim miejscu w ogóle może być gdzieś zasięg - w  końcu byliśmy w szczerym polu, otoczeni lasami i jeziorem. Paulina tłumaczyła, że postarała się by w okolicy zamontowano nowy przekaźnik - niespecjalnie wiedziałem co to znaczy, ale zasięg był i to było najważniejsze.
- Zayn, tęskniłam - po drugiej stronie słuchawki usłyszałem głos mojej mamy. Moja mama miała piękny głos, taki ciepły i kojący. Była lekiem na wszystkie moje troski. Wystarczyło bym ją usłyszał i od razu czułem się lepiej.
- Ja też mamo. Co słychać?
    Rozmowy z moją mamą są zazwyczaj takie same. Pytam co w domu, a ona w wielu szczegółach opowiada mi co się dzieje. To zabawne, ale nigdy nie powtarza tego samego, nigdy też nie mówi "nic się nie działo, odkąd dzwoniłeś" - a przecież robię to każdego wieczora. Słuchałem jej zawsze z uwagą - ja naprawdę chciałem wiedzieć, co na śniadanie jadły moje siostry i co się działo u mojego taty w pracy. Cieszyłem się chociaż z tego, że mogłem o tym usłyszeć.
- Perrie do mnie dzwoniła, syneczku - usłyszałem. Zacisnąłem szczęki, wiedziałem co nastąpi dalej. Moja mama bardzo lubiła Edwards, ja z resztą też zwykłem ją lubić, może nawet kochać. Ale teraz to już przeszłość, teraz liczy si.ę Harry.
- Zayn, ja wiem, że gdyby w twoim życiu nie było kogoś innego, to nigdy byś tak nie postąpił.
    Wspominałem, że moja mama jest mądra i zna mnie lepiej niż własną kieszeń? Nie? No to wspominam. Tak właśnie było. Z resztą, nic dziwnego, byłem jej jedynym synem.
- Mamo - mruknąłem, chcąc zaprzeczyć. Przecież nie mogłem jej powiedzieć wprost: hej, mamo, możesz mnie wydziedziczyć i zapomnieć, że istnieję,  bo lubię też penisy. To byłoby okrutne, a ostatnią rzeczą jaką chciałbym zrobić to być okrutnym dla mojej mamy.
- Ja wiem, że to niekoniecznie jest dziewczyna - odezwała się po chwili ciszy, a ja zamarłem. Jak to wiesz?
- Mamo, posłuchaj... - szepnąłem i zamilkłem. Bo co miałem jej powiedzieć?
- Synku, ja i tak cię kocham.
- Ja ciebie też kocham, mamo.
- Pamiętaj, że miłość, to miłość. Nawet jeśli religia twierdzi inaczej, to nie jest istotne. Ale chciałabym jego lub ją poznać, wiesz? To byłoby dobre, byłoby miłe - powiedziała, a ja poczułem ulgę. Na moją twarz wstąpił uśmiech.
- Czy mogę przyjechać z Harrym, gdy tylko wrócimy? - zapytałem.
Może ktoś powie, że to niemożliwe, ale wręcz fizycznie poczułem, jak moja mama się uśmiecha, cicho mówiąc:
- Oczywiście. Ucałuj go ode mnie.

... Nie ma mnie.

****
Tadam!
Rozdział dwunasty.
A ja wciąż nie zmieniłam szablonu - bądźcie dumni!

Dwunastkę jak zwykle oceniam na trzy plus. Duuuużo tu dialogów, mniej opisów. W sumie to nawet dobre. Jeszcze trzy-cztery rozdziały. Cieszycie się? Żart. Jakoś ciężko będzie mi to zakończyć.

Oh, możecie mi życzyć powrotu do zdrowia? Owładnęło mnie grypopodbne coś.

Kocham Was!

8 komentarzy:

  1. Chyba pani cię w szkole nie docenia:P Ja śmiało daje mocne 4 za ten rozdział, 3 może być tylko gdy powiem, że jestem trzy razy na tak i przechodzisz dalej!
    Świetny rozdział mama przewidująca co dzieje się u syna na odległość chyba każdy by chciał takiego rodzica. Ubóstwiam Zarrego to takie słodziaki!

    I oczywiście życzę powrotu do zdrowia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz niesamowity talent- twoje opowiadanie to coś pięknego ! :) szkoda że rzadko dodajesz rozdział bo na serio jest rewelacyjne :) czekam na nexta ! xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki za dodanie rozdziału akurat w moje urodziny xD jest wspaniały jak zawsze ;) masz talent

    OdpowiedzUsuń
  4. Z góry przepraszam za spam, ale chciałabym zaprosić na mojego bloga, o między innymi Zouisie. Jeśli miałabyć czas i ochotę, to wpadnij. ;) http://my-last-month.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Jezu po prostu cię kocham *o* Zapraszam http://summerlove1do.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy następny rozdział???????

    <3 you <3 you <3 you <3 you <3 you <3 you <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Dodaj nowy rozdział plisssss ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Genialny! Ty to dopiero masz talent do pisania. Zazdroszczę *.*
    Fabuła jest bardzo wciągająca i trudno się oderwać od czytania,dlatego pisz szybko nowy rozdział,czekam.
    ZAPRASZAM DO MNIE NA NOWEGO BLOGA: http://life-is-not-that-easy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń