When... You talk to me...
Polska.
Wieś. Polska. Wieś. Polska. Wieś. Polska?! Wieś?! Wszystkiego się spodziewałem,
serio, w końcu w naszej wytwórni pracują naprawdę przeróżne typy i większość z
nich ma naprawdę zwariowane pomysły. Nie spodziewałem się jednak, że wyślą nas
do Środkowej Europy na jakąś pipidówę, gdzie do najbliższego supermarketu
musieliśmy przejść ponad dwa kilometry, a sklep miał wdzięczną nazwę „Biedronka”.
No i super, nie mam nic do tych owadów, ale mam jednak pewną awersję, bo do
sklepu pójść nie mogliśmy tak, czy siak. Czemu? Bo nikt nas nie uprzedził, że
należałoby euro wymienić na złotówki.
Z
jednej strony byłem wściekły na to wszystko. Liczyłem raczej na naprawdę spokojne
wakacje, gdzieś na wyspach, gdzie jedyną rzeczą o jaką bym się martwił byłoby
to czy zamówić drinka z palemką czy może jednak piwo i czy te owoce morza
naprawdę są takie smaczne, jak wszyscy mówią. Tymczasem jednak znalazłem się nad jeziorem,
na wsi, gdzie nie ma drinków z palemką są tylko piwo, wódka i jakieś inne
napoje o nazwach, których ni cholery nie potrafiłem wymówić a owoce morza to
są, a owszem ale w restauracjach, w mieście oddalonym o jakieś.. No nie wiem, osiem
kilometrów pieszo? Ha! Ale przynajmniej jest tu morze. Bałtyckie, oczywiście.
Problem tylko, że oddalone stąd o jakieś dwieście kilometrów.
Poza
tym wszystkim, to w sumie nic mi tu nie przeszkadzało. Właściwie cieszyła mnie
perspektywa spędzenia urlopu w takim miejscu, gdzie nikt nie wie o tym, że tu
jesteśmy, nie będą nas zadręczać namolni paparazzi i wszystko jakoś tak płynie…
Wolniej. Naprawdę tak było, czas jakby płynął tu w znacznie mniejszym tempie
niż w Londynie czy gdziekolwiek indziej na świecie. Ludzie nigdzie się nie
spieszyli, pracownicy ośrodka byli bardzo mili, nie narzekali na zbyt małe
napiwki(w sumie to wątpię czy jakiekolwiek dostali), szum jeziora uspokajał wszystkie nerwy
związane z podróżą. Właściwie to ta wszechobecna natura sprawiała mi radość i
zupełnie nie wiedziałem czemu. Sprawę z
domkami załatwiliśmy bardzo szybko. Paulina – bo tak miała na imię
współwłaścicielka ośrodka, w którym
byliśmy – dała nam trzy pary kluczy, co oznaczało, że do swojej dyspozycji mamy
trzy dwuosobowe domki. W domku numer 7 o wdzięcznej nazwie „Jutrzenka”, zamieszkali
Liam wraz z Danielle, twierdząc, że siódemka to szczęśliwa liczba i chcą w nim
zostać koniec kropka. No i koniec końców, to w nim zostali oznajmiając, że do
następnego ranka mamy im nie przeszkadzać. Domek z numerem 4 zajęli Niall z
Louisem, chociaż ten drugi miał ku temu drobne obiekcje, tłumacząc się tym, że
sam lepiej by wypoczął, a Irlandczyk jest dość hałaśliwym współlokatorem. Niall
zrobił jednak wówczas tak smutną minę, że nasz wielbiciel marchewek w końcu z
radością postanowił z nim zamieszkać i przez dwadzieścia minut przepraszał go
za bycie dupkiem. Ich kwatera była najbardziej kolorowa i nosiła wdzięczną
nazwę „Tęczowy zakątek”.
No i
dom numer 6. Przepiękny domek z kuchnią, łazienką i dwoma pokojami na górze,
gdzie w jednym znajdowały się dwa pojedyncze łóżka, a w drugim stał
telewizor(jednak była tam cywilizacja!) z milionem wręcz kanałów, kanapa,
półeczka z książkami(zadziwiające, że część pozycji była pisana po angielsku) i
stolik, na którym dumnie prezentował się telefon. Po obejrzeniu domków, które zajęli chłopacy
mogłem śmiało stwierdzić, że nasz – to jest mój i Harry’ego – był zdecydowanie
najładniejszy. Kuchnia była cała obłożona ciemnym drewnem, a w jej oknach
uroczo prężyły się pomarańczowe firanki, które całemu pomieszczeniu nadawały
niesamowitego uroku. Wszystkie kuchenne meble były jasne, co niesamowicie
kontrastowało z ciemnym otoczeniem. Przy ogromnym oknie, którego jedna część była otwierana i
wychodziła na taras, stał mały, biały stolik wraz z dwoma krzesełkami. Zaraz
przy oknie, drewniane schody prowadziły na górę. A tu, muszę przyznać było
jeszcze piękniej. Fakt, może wyglądało to naprawdę skromnie jednak miało w
sobie niesamowity urok. Ściany sypialni były białe, tak zwyczajnie białe jak w
większości hoteli, jednak sufit oraz ściana, na której były oparte łóżka.. To
było coś pięknego. Nad naszymi głowami rozpościerało się słodkawo-różowe niebo,
jakie zawsze towarzyszy zachodzącemu słońcu. Za naszymi głowami natomiast, pewien
zdolny artysta narysował horyzont, za którym zmęczone dziennym czuwaniem słońce
znajdowało swą kryjówkę. Nasz pokój nazywał się „Słoneczny relaks” i gdy tylko
zobaczyłem sypialnie, nie miałem żadnych wątpliwości, że była to słuszna nazwa.
Harry’ego
najbardziej zachwycił taras z widokiem na jezioro, które teraz już w pełnym
słońcu dumnie prężyło swoje wdzięki. Przyznam, że miało ono swój urok – było takie
spokojne, w pewien sposób dzikie. Jedna
z dziewczyn, które tutaj pracowały wyjaśniła nam, że na samym jego środku
znajduje się wyspa i stacjonują tam kormorany i czaple. Zaoferowała się też, że
nas tam zabierze, o ile żaden z nas nie ma choroby lokomocyjnej. Żaden z nas
nie miał, jednak w tamtej chwili byliśmy zbyt leniwi, by skorzystać z okazji.
- Kurwa, ale tu pięknie –
westchnął Hazza, rozmarzony rozciągając się na hamaku. Wspominałem już, że nad
samym brzegiem jeziora, pomiędzy dwoma drzewami rozciągnięty był ogromny z
pewnością kilkuosobowy hamak? Nie? No to właśnie wspomniałem. Harry gdy tylko
go zauważył, postanowił z wielką gracją się na niego rzucić. Nie przewidział
jednak, że zbyt duży rozmach spowoduje, że wyląduje on na piasku.
- Nom – mruknąłem, zakładając ręce pod głowę i żując w
ustach źdźbło trawy. Poświęciłem się i
przez cały czas leżałem na kocu, nie chcąc mu psuć zabawy płynącej z bujania
się. Co chwilę słyszałem jego chwilami piskliwy śmiech, kiedy musiał mocno
złapać się materiału hamaka, by nie spaść i ponownie nie spotkać się twarzą z
piaskiem.
- W sumie to gdzie Niall i Louis?
Uniosłem się, spoglądając na
Hazzę, który marszczył oczy pod wpływem promieni słonecznych, gdy próbował
utkwić we mnie spojrzenie swoich tęczówek. Wyglądał całkiem zabawnie, kiedy tak
marszczył nos i szczerzył zęby. Nie, on wyglądał wręcz komicznie. Wyszczerzyłem
zęby, nie chcąc się roześmiać.
- Bo ja wiem, Niall pewnie w stołówce, a Louis coś mówił o
spaniu – wzruszyłem ramionami. Zasadniczo, to niewiele mnie obchodziło gdzie
się podziali pozostali. Może było to nieco brutalne i samolubne, ale byłem
pewien, że stąd daleko nie uciekną. A nawet jeśli, to szybko wrócą nie mogąc
znaleźć nic ciekawego. Miałem w końcu trochę czasu na nic nierobienie i nie
miałem zamiaru przejmować się kimkolwiek. No, może poza Harrym, w końcu z nim mieszkałem i chcąc nie
chcąc byłem jakoś za niego odpowiedzialny.
- Zayn, chodź popływać – jęknął Hazza, gramoląc się na mój
koc. Parsknąłem tylko śmiechem, wyobrażając sobie go jak piszcząc wchodzi do
zimnej wody. W pierwszej chwili chciałem mu odmówić, jednak ta wizja skutecznie
mnie zmusiła, bym z wielkim uśmiechem na ustach powiedział:
- Kto ostatni w wodzie, ten zmywa naczynia!
Nim
Harry w ogóle zdążył zareagować, podniosłem się z koca i w biegu zacząłem ściągać
swoje ubrania. Zacząłem od koszulki, a na sam koniec zostawiłem buty,
postanawiając wejść do wody w spodenkach które miałem na sobie. Harry był tuż
za mną, kiedy z impetem wbiegłem do jeziora, opryskując wszystko wokół. W
pierwszym zetknięciu z wodą poczułem, że nie jest ona wcale taka zimna. I
chociaż moje techniki pływania zostawiały wiele do życzenia – właściwie to
wcale nie istniały, ja zwyczajnie nie umiałem pływać - postanowiłem zanurzyć się
cały. Bałem się jak diabli, w końcu woda nie była moim najlepszym przyjacielem. Serce biło mi jak szalone, kiedy wybiłem się na palcach stóp i wskoczyłem do wody, czując jak
powierzchnia jeziora zamyka się tuż nad moją głową. Nie minęło nawet kilka
sekund i…
- JA PIERDOLĘ! – wrzasnąłem, wyskakując z jeziora jeszcze
szybciej, niż zdążyłem do niego wbiec. Woda była przeraźliwie zimna. Wręcz diabelsko
zimna, co wcale nie pasowało mi do pogody – w końcu było z trzydzieści stopni
ciepła i zero wiatru. Wychodząc na brzeg, cały trząsłem się z zimna, czując
jakby moją skórę właśnie ktoś nabijał milionem cienkich szpilek.
- Widzę, że była bardzo gorąca – zarechotał Harry, który
nadal stał na brzegu.
Szczerzył – nie, przepraszam – on
pokładał się ze śmiechu i był calutki suchy. Nawet nie zaczął się rozbierać,
tylko stał tam i śmiał się ze mnie, bo właśnie urządził mi najlepszy ze
wszystkich swoich dowcipów. Posłałem mu swoje mordercze spojrzenie numer 7 – a muszę
przypomnieć, że było to te z najbardziej morderczych – i nim w ogóle
zorientował się co go czeka, zacząłem biec w jego stronę. Gdy byłem już
praktycznie przed nim, odezwał się jego refleks szachisty i chłopak zaczął
uciekać, wrzeszcząc przy tym głośne „RATUUUUUNKUUUU! POTWÓR Z LOH NESS!”. Parsknąłem śmiechem, dopadając go w końcu tuż
przy drzwiach naszego domku. O nie, nie
dam mu tak łatwo wygrać. Z dziecięcą wręcz łatwością przerzuciłem go sobie
przez ramię i zacząłem nieść go z powrotem w kierunku jeziora.
- O nie, nie, nie, błagam! – wrzasnął przerażony i zaczął mi
się wyrywać. Muszę przyznać, że był silny i w utrzymanie go musiałem włożyć
naprawdę wiele wysiłku. Kilka razy nawet musiałem się zatrzymać i złapać go
mocniej, żeby nie zdołał mi uciec.
- Nie ma litości – burknąłem z grobową miną, której niestety
nie mógł zauważyć(a szkoda, byłem pewien, że była ona przerażająca). Stanąłem na linii, w której jezioro styka się
z brzegiem i przez chwilę zastanawiałem się czy powinienem zrzucić go z
pomostu, czy poświęcić się i wejść do wody wraz z nim. W końcu jednak
zdecydowałem, że warto się poświęcić. Zacząłem powoli iść przed siebie, a Harry
niemal prostował się na moim ramieniu, gdy tylko jego ręka, noga czy
jakakolwiek inna część ciała doznała choćby najmniejszego kontaktu z wodą.
- Gotowy? – zapytałem, szczerząc się gdy woda sięgała mi już
do pasa.
- Zayn, błagam, ja zrobię wszystko tylko mnie puść! – jęknął
Harry.
- Jak pan sobie życzy – zaśmiałem się.
Nie minęła sekunda, a Harry
krzycząc „Nie o to mi chodziło!” z gracją równą bocianowi, który pożarł na
obiad Crazy Froga z ogromnym pluskiem wylądował w jeziorze. Zacząłem się przeraźliwie śmiać, kiedy
wynurzył się z wody szczękając zębami. Wyglądał naprawdę przekomicznie. Jego
włosy spływały mu teraz wzdłuż twarzy, ulizane jakby nałożył na nie tonę żelu a
woda ściekała po nim jakby właśnie stał w rzęsistym deszczu. Koszula, którą tak
starannie dobierał teraz wisiała na nim i ściśle przylegała do jego ciała,
wyglądając przy tym tak jakby się do niego lepiła. Całości tego żałosnego
obrazu dopełniała jego wściekła mina, kiedy prychał wściekle gdy tylko woda
dostawała mu się do oczu.
- Już nie żyjesz, Malik – warknął wściekle, niemal zabijając
mnie swoim wzrokiem.
Odpowiedziałem mu śmiechem i
niemal w tym samym czasie zacząłem krztusić się falą wody, którą on posłał w
moim kierunku. „O nie, nie ze mną takie numery panie Styles” – mruknąłem w
myślach i w tym samym czasie posłałem mu w odwecie ogromną porcję lodowatej
wody, która częściowo rozprysła się na jego plecach, gdy ten odwrócił się do
mnie tyłem, a częściowo ponownie zasiliła zasoby jeziora. Harry zaśmiał się
głośno i podbiegł w moim kierunku, mrużąc przy tym oczy przed porcjami wody,
które cały czas posyłałem w jego kierunku. Szczerzył zęby radośnie, kiedy w końcu
podszedł na tyle blisko, by rzucić się na mnie i tym samym sprawić, że na kolejnych
kilka sekund musiałem wstrzymać powietrze przygnieciony przez jego ciało, kiedy
powierzchnia jeziora zamknęła się tuż nad naszymi głowami.
Przez chwilę miałem ochotę go
odepchnąć, niesiony instynktem przetrwania i strachem, jaki powstał w moim
sercu gdy nie mogłem złapać powietrza, a woda otoczyła nas niczym kokon. Potem
jednak poczułem jego dłonie, zaciskające się kurczowo wokół mojej talii i nagle
cały ten strach gdzieś zniknął, a ja poczułem się wręcz bezpiecznie. I w
momencie, gdy poczułem jak wtula twarz w moją szyję a ja miałem ochotę przyciągnąć
go jeszcze bliżej, on uniósł się sprawiając tym samym, że oboje znaleźliśmy się
ponad powierzchnią wody; Na powietrzu
gdzie potrzeba bezpieczeństwa nagle przestała być nam potrzebna.
... I swear, the whole world stops.
***
Takim sposobem ukazuje się nam trójeczka.
Dziękuję bardzo za wasze opinie i w ogóle.
Bardzo was proszę, żeby wszelkie powiadomienia o notkach wysyłać mi na GG a nie pisać ich pod notką. To tyle.
Chciałabym też, żebyście zapisywali się do Newslettera z formą powiadamiania, jaką chcecie być informowani o notkach.
To wszystko.
Enjoy! *-*
JPRDL! JAKIE TO ZAJEBISTE~! <3
OdpowiedzUsuńCały czas się uśmiechałam, czytając to!
Szybko next! <3
Jejku, jejku, jejku Wspaniałe:3 Zakochałam się:D
OdpowiedzUsuńZazdroszczę CI talentu, naprawdę. moje wypociny przy Twoim pisaniu są marne, lekko mówiąc.
A ta końcowa scena - Zayn - Harry - woda to po prostu: Aww ♥.♥
Naprawdę, wspaniałe:D
Życzę duużo weny, bo się nie mogę doczekać następnego:D
Jak przez cały rozdział uśmiechałam się jak głupek, tak na koniec mój nos robił "noski-eskimoski" z ekranem. Serio Nie wyrabiałam ze śmiechu "Tęczowy zakątek". I mieszka tam Lou. Od razu wywiesić tęczową flagę i niech wyjdzie na ulice z napisem 'I'm gay'... Miałam o rozdziale a nie o moich chorych fantazjach... Wiesz co, sunshine? Zafundowałaś mi totalny misz-masz uczuciowy. Jak na początku mogłabym wydzielać tęczę, to na sam koniec moja mina i uczucia zmieniły się diametralnie. Och Zayn (o akurat teraz jego solo leci mi w głośnikach) ty powoli popadasz w cudowne uczucie, ale powstrzymaj się. Bo potem będę płakać. Nie lubię płakać, a to wszystko się skończy tym, ze będę ryczeć jak głupia. Tak wiem, ze już Styles nie żyje, bo już w prologu nie żyje... ale może zmartwychwstanie na miarę Chrystusa?
OdpowiedzUsuń[final-souffle]
Kocham cię <3
CUDOOO !! ;33 co więcej mogę powiedzieć ?! genialnie piszesz, ale to już chyba wiesz ! ;** tak więc z wielką niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ! <33
OdpowiedzUsuńswietne jak zawsze :P dzieki za info
OdpowiedzUsuńHej, z góry muszę przeprosić za to, że tak długo mi schodziło z napisaniem następnego rozdziału na moim blogu. Teraz wyznaczyłam już terminy i będę się ich trzymać. :D
OdpowiedzUsuńA więc chcę cię poinformować o nowym rozdziale
closedindreams.blogspot.com
i liczę na to, że wyrazisz opinię :D
Końcówka świetna. Już nie mogę się doczekać co będzie dalej ;)
OdpowiedzUsuńu mnie już 37, mam nadzieję, że wpadniesz przeczytać jeden z ostatnich rozdziałów ;)
www.paradise-with-you.blogspot.com
z góry przepraszam za spam.
ach, och! Kocham to opowiadanie! Ta sielaneczka jest wręcz ROZKOSZNA. Przyjechały brytyjce do Polski to i wodę mają zimną - jeden z uroków naszego "uroczego" kraju. Narracja Zayna kopie między łopatki! Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam! Mordercze spojrzenie numer siedem! < - w tym momencie padłam.
OdpowiedzUsuńCały ten polski świat przedstawiony jest tak ładnie oparty na polskich realiach! Wdzięczne nazwy domków, wcześniej wspomniana zimna woda - żyć nie umierać! + Paulina, którą WIESZ DOBRZE JAK SKOJARZYŁAM :33 I dokładnie to samo co Souris skojarzyło mi się w połączeniu TĘCZOWEGO DOMKU i Tomlinsona. No zestawienie idealne, no!
Przepraszam, że dopiero teraz i w ogóle, ale wolałam sobie przeczytać na spokojnie, a dziś trochę chillu.
Boję się co będzie dalej. .____.
Po kolejnym rozdziale po prostu nie mogę nacieszyć się twoim talentem...a może napoić? To jest chyba lepsze określenie. To opowiadanie bardzo mnie zainspirowało. Moje opowiadanie w porównaniu do tego jest niczym. Myślę, że dzięki tobie będę chciała dążyć do bycia lepszą. Ty chyba osiągnęłaś już poziom perfekcyjny. Co do rozdziału... Twoje pomysły powalają. Ah, Nouis <3 Po prostu nie wiem co powiedzieć. Zniecierpliwiona czekam na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńSiema ,chciałam zaprosic cię na mojego nowego bloga ,mam nadzieję ,że ci się spodoba .Generalnie to sorry ,że spamuje ,ale mam nadzieje ,że mnie zrozumiesz ..Sama wiesz ,że początki są trudne ;d
OdpowiedzUsuńTak czy inaczej ,zapraszam .
http://together-and-ever.blogspot.com/
Cudownie, w sumie ostatni akapit podobał mi się najbardziej. W tym rozdziale, może nie dzieje się najwięcej, i może najciekawszy nie był, ale to opowiadanie jest samo w sobie jednym wielkim cudem :) Czekam na kolejny rozdział. <3.
OdpowiedzUsuńbaaardzo dobry rozdział jak i opowiadanie! obserwuję oczywiście. "Łzy leciały strumieniami po moich policzkach, użalałam się nad swoim losem. Miałam być kaleką i wrócić przedwcześnie do domu. Pielęgniarki były w moim pokoju wiele razy, w większości by mnie uspokoić bądź wcisnąć coś do jedzenia. Ale ani jednego, ani drugiego nie byłam w stanie zrobić." http://oknozadomem.blogspot.com/ liczę na rewanż; dodanie do obserwatorów i może jakiś komentarzyk? :) Pluton.
OdpowiedzUsuńomomom, kocham to <3 mogę śmiało powiedziec, że właśnie teraz to opowiadanie wskoczyło do ścisłej dziesiątki moich ukochanych opowiadań :D
OdpowiedzUsuńŚwietne opowiadanie<3 szkoda tylko, że dopiero teraz na nie natrafiłam i do tego jeszcze z Zarrym <3 Nie wiem dlaczego ale nazwy domków i miejsce gdzie wypoczywają chłopaki kojarzy mi się z Borami Tucholskimi ;) Tam też domki mają nazwę :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń