niedziela, 2 września 2012

Chapter Two


Be my friend...

                - Widział ktoś moją walizkę?! – wrzask Niall’a odbił się od ścian naszego busa, kiedy chłopak przebudził się ze swojego snu. Obserwowałem go od dobrych kilku minut, podczas których rzucał się na swoim siedzeniu, mrucząc coś o złych leprechaunach i dzikich krowach.  Parsknąłem śmiechem spoglądając na niego jak na wariata – cały Niall, jak zawsze żył swoim światem.
- Jest w bagażówce – mruknął Liam, naciągając kołdrę na nos.
Było już grubo po północy, a my właśnie jechaliśmy samochodem po najbardziej dziurawej drodze, jaką kiedykolwiek miałem szczęście jechać. Swoją drogą, to nawet nie wiedziałem dokąd jedziemy – ludzie z wytwórni mówili coś, że chcą nam zrobić niespodziankę i przez cały lot naszym prywatnym samolotem nikt nie miał prawa powiedzieć nam dokąd lecimy. Tak samo było teraz. Co prawda, jasne, widzieliśmy mnóstwo znaków, jednak nic z nich nie rozumiałem.
- Harry… Gdzie my jesteśmy? – zapytałem, szturchając chłopaka. Od dobrych kilku godzin opierał się o moje ramię i chyba drzemał. Czułem się powiem szczerze, samotny. Nikomu nie przeszkadzały te huki i tylko ja jeden nie mogłem zasnąć. Co swoją droga było dla mnie strasznie nienaturalne, zwykle to ja odpływałem pierwszy. Każdy z nich smacznie spał, a ja jak ostatni idiota gapiłem się w okno. Całe szczęście, że w ogóle udało mi się przy nim usiąść.
- Bo ja wiem, gdzie są najbardziej dziurawe drogi w Europie? – zamruczał, spoglądając na mnie jednym okiem. Wzruszyłem ramionami, nie miałem pojęcia. Poza tym zastanawiało mnie, skąd on wie, że jesteśmy w Europie, ale dałem już temu spokój. Westchnąłem tylko i ponownie utkwiłem swoje spojrzenie w widoku za szybą. Nie to, żebym widział tam cokolwiek, bo przecież było ciemno ale wolałem skupiać się na tym niż na chrapaniu chłopaków.
- Zayn…
Odwróciłem spojrzenie, czując jak palce Niall’a wbijają się w moje żebra. Spojrzałem na niego, jak na wariata, kiedy ten z całej siły przyciskał dłoń do swojej twarzy. Naprawdę, czasami zupełnie go nie rozumiałem. Robił chwilami tak dziwne rzeczy, że nie miałem pojęcia co mu chodzi po głowie. I prawdę mówiąc, to nie zawsze chciałem wiedzieć co mu po niej chodzi.
- Co się stało?
Powiem szczerze, że spodziewałem się wszystkiego, ale nie takiej odpowiedzi. Ja wiem, on bywa szalony, ale w gruncie rzeczy to naprawdę spokojny facet. To znaczy, spokojną to on ma osobowość, bo jest chyba najbardziej nieśmiałym z nas wszystkich chociaż zdarza mu się być nienormalnym. I to dość często. W tamtej chwili przebił jednak chyba wszystkie swoje rekordy, bo usłyszałem:
- No bo byłem głodny i nie trafiłem w kanapkę.
Zrozumienie go zajęło mi chwilę, a kiedy już mi się to udało, wyprostowałem się na siedzeniu. Harry niezadowolony odwrócił się na drugi bok i przytulił do wielkiego, pluszowego misia. Złapałem Niall’a za przegub prawej dłoni i odsunąłem ją od jego policzka. Po chwili parsknąłem śmiechem, widząc jak chłopakowi z wargi cienką stróżką leci krew.
- Niall, ty naprawdę mnie rozpierdalasz – zaśmiałem się, sięgając do kieszeni po chusteczki. Przyznam, że z całej naszej piątki to o Niall’a wszyscy najbardziej się martwili. I nie było w tym nic nadzwyczajnego, bo był on z nas wszystkich najbardziej wrażliwy i miał najmniej pewności siebie. Wiele razy zdarzało się, że fani nieświadomie go skrzywdzili, ale my zawsze staraliśmy się mu jakoś pomóc, pocieszyć. Nawet wtedy, kiedy zamiast kanapkę  gryzł sam siebie.
- Ne moa ina – mruknął niewyraźnie, kiedy przyłożyłem mu chusteczkę do ust i ruszył w kierunku swojego siedzenia. Uśmiechałem się jeszcze przez chwilę, spoglądając na niego, a kiedy Irlandczyk tym razem celnie zanurzył zęby w swojej bułce, z uśmiechem na ustach rozsiadłem się wygodnie na siedzeniu.
                Chciałem być już na miejscu. Owszem, lubiłem jeździć samochodami, choć nie miało to w sobie takiej magii jak jazda autobusem czy pociągiem, jednak miałem już zdecydowanie dość tej trasy. W samochodzie byliśmy już od około 3 godzin, a kierowca swoją łamaną angielszczyzną zapowiedział nam, że czekają nas jeszcze dwie godziny jazdy. I to po wcale nie lepszej drodze, co szczególnie zasmuciło mój mózg, który od jakiegoś czasu domagał się już snu.
- Daleko jeszcze? – zapytałem kierowcy, który skupiony na jeździe zdawał się zupełnie nas nie zauważać. Swoją drogą może to i dobrze, przynajmniej chłopina miał spokój i mogłem mieć jako-taką pewność, że nas nie zabije. Zastanawiało mnie tylko dlaczego nasz kierowca z Londynu nie jechał z nami. Pewnie nie miał ochoty na spędzeniu całego miesiąca z dala od rodziny i on też był na urlopie. Właściwie to dobrze, należało mu się. Westchnąłem, kiedy kierowca mruknął coś o dwóch godzinach, bo zaczynają się remonty i trzeba będzie jechać objazdem.  Zmieliłem więc w ustach przekleństwo i kolejny raz podczas tej trasy spróbowałem zasnąć.

                - Wstawaj! Jesteśmy!
Przetarłem zaspane oczy i posłałem wyszczerzonemu Niall’owi swój zmęczony uśmiech. Ziewnąłem szeroko i przeciągnąłem się, czując jak wszystkie moje mięśnie wręcz krzyczą domagając się o dawkę ruchu. Wyskoczyłem więc z auta, stając tym samym na piaszczystej drodze i rozejrzałem się wokół.  Nasz samochód stał zaparkowany przy kilkunastu dość sporych rozmiarów, drewnianych domkach, które musiałem przyznać wyglądały na bardzo zadbane. Oprócz nich, wokół mnie rozciągało się absolutne pustkowie. W odległości pół kilometra widać było ogromne jezioro,  na którego zmąconą wiatrem tafli wesoło tańczyły pierwsze promienie słońca.  Na jego piaszczystym brzegu wyraźnie odznaczało się boisko do siatkówki, a przy pomoście zacumowanych było kilka rowerów wodnych, kajaków i łódek, z których jedne były mniejsze, a drugie wręcz ogromne. Z prawej strony jeziora rozciągał się las, a po lewej pola i łąki. Nie mogłem w to uwierzyć, ale wytwórnia najwyraźniej wysłała nas na wieś. Kurwa, serio?
                Wszyscy wyglądali na dość zmieszanych, no, może poza Niall’em, który wdzięcznie hasał po ogromnej przestrzeni będąc przy tym podekscytowanym do granic. Co chwilę słyszeliśmy jego radosne okrzyki, które niewątpliwie oznajmiały, że znalazł on kolejną atrakcję dla siebie.
- Ja piernicze! Widzieliście?! Tu jest miejsce na ognisko, ale czad! – krzyknął radośnie, skacząc wokół znajdującego się w samym centrum placu między domkami paleniska. Parsknąłem śmiechem. To będzie – jestem tego pewien – przeraźliwie długi miesiąc.
 - Dobra. Wszystko ładnie pięknie, ale gdzie my do cholery jesteśmy? – zapytał Louis, będąc już poddenerwowanym. W sumie, czułem się dość podobnie. Może i nie byłem zły, ale czułem się dość nieswojo będąc wysłanym w całkowicie nieznane mi miejsce, z dala od cywilizacji i wszystkiego, co do tej pory znałem.
- O kurwa! Widzieliście te krowy?! – odwróciłem się, słysząc podekscytowany głos Horana.
Parsknąłem śmiechem, gdy Niall niemal biegiem puścił się w kierunku krów, pasących się nieopodal na pastwisku. Przyznam, że był to dość niecodzienny widok. Blondyn w ciągu sekundy rzucił swoja torbę z prowiantem i ściskając w dłoni aparat, biegł w kierunku krów, które wyraźnie nic nie robiły sobie z jego obecności. W pewnym momencie jednak, Irlandczyk potknął się i przewrócił wpadając jednocześnie w krowi placek. Całą piątką, bo był z nami wciąż kierowca, wybuchliśmy gromkim śmiechem. Myślałem, że padnę na ziemię, kiedy wracał do nas z szeroko rozłożonymi dłońmi i wyraźnie nieszczęśliwą miną, podczas gdy jego koszulkę zdobiła ogromna, brązowa plama.
- Chyba jednak nie polubię tych krów – mruknął niepocieszony. – Muszę, błagam, muszę pod prysznic! – jęknął.
      Zaśmiałem się jeszcze głośniej i odwróciłem,  chcąc zobaczyć widoki, jakie miałem za sobą. Szybko jednak skupiłem swoją uwagę na kobiecie, która właśnie biegła w naszym kierunku. Chwilę potem z szerokim uśmiechem stała przed nami dziewczyna o brązowych, falowanych włosach i zielonych oczach. Zauważyłem, że na jej widok Niall od razu szeroko się uśmiechnął i niemal zapomniał o plamie na swojej bluzce.
- Witam – wydyszała, zmęczona biegiem. – Przepraszam, że czekaliście ale mieliśmy mały problem z domkiem – uśmiechnęła się do nas wdzięcznie i nagle poczułem, jakbym nigdy się na nią wcale nie gniewał. Miała całkiem miły dla ucha akcent, którym w dość uroczy sposób przyozdabiała swoją angielszczyznę.
- Nie szkodzi. Powiesz nam gdzie my w ogóle jesteśmy? – jęknął Louis, który dreptał niecierpliwie z nogi na nogę. Westchnąłem, kręcąc przy tym głową. Zawsze był niecierpliwy, ale ostatnio zrobił się niemal nieznośny. Wszystko musiało być dla niego zrobione na tip-top, a gdy tak nie było Tommo stawał się rozkapryszonym dupkiem.
- O matko! – jęknęła, widząc plamę na koszulce Nialla. – Zaraz dam wam kluczyki, widzę zaliczyłeś pierwsze spotkanie z krową – zaśmiała się, posyłając Irlandczykowi pobłażliwy uśmiech. Niall mruknął coś po nosem,  niewyraźnie. Chwilę potem dziewczyna zniknęła w domku obok, który jak wywnioskowałem musiał być recepcją i przyniosła nam cztery kluczyki do domków.
- Więc tak, 6 jest dla Harry’ego i Juliett – mruknęła, a Harry wziął kluczyk. Po chwili jednak zawahał się i oddał go jej z powrotem. Zdziwiona przyjęła kluczyk, spoglądając jednak na niego i na pozostałych pytającym wzrokiem.
- Jej nie ma, mogę być z Zaynem? – mruknął cicho, patrząc w swoje buty. Przyznam, że w tamtej chwili jak jeszcze w żadnej innej miałem ochotę go przytulić. I pewnie bym to zrobił, gdyby nie fakt, że chwilę potem usłyszałem radosny głos kobiety. Uśmiechnąłem się więc tylko pocieszająco w jego kierunku. W tamtej chwili zacząłem cieszyć się, że byliśmy tak daleko od cywilizacji – może dzięki temu Harry szybciej zapomni o Juliett.
- Hmm, nie ma sprawy. To może wy się rozmieśćcie po swojemu, tylko powiedzcie ile kluczyków wam potrzeba – uśmiechnęła się. – A tak poza tym, jestem Paulina. A wy znaleźliście się w Polsce.




... Hold me

**
No to mamy i rozdział drugi.
Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu. Zmieniłam nagłówek, jest teraz bardziej... No. 
Bardzo wam dziękuję za to 23 komentarze, po prostu lejecie miód na moje serce.
Stworzyłam nową zakładkę - newsletter. Jeśli chcecie być powiadamiani, najlepiej napiszcie tam o tym. Będę aktualizować tą listę tak często, jak się da. 

Hmm... To chyba wszystko, co chciałam wam powiedzieć. Jeszcze raz bardzo, bardzo wam dziękuję za wszystkie pozytywne, jak i negatywne opinie. Znaczą one dla mnie bardzo wiele, mam nadzieję dzięki nim stać się kimś lepszym. 

Do przeczytania, żuczki! ;*

10 komentarzy:

  1. Błagam cię, moja wyobraźnia została zbombardowana tym jak wyglądał Horan i takie tam. Zaczęłam śmiać się jak głupia do poduszki. O matko. Zayn i jego radosny tok myślenia powoduje u mnie stan zakrztuszeniowy. Malik wszystko z Tobą w porządku? Kwestia 'Kurwa, serio?' wywołała u mnie stały chichot, który w ogóle nie ustawał! Wiedziałam, ze piszesz genialnie, więc nie wiem skąd to zdziwienie taką ilością komentarzy. Kocham Cię i to jak piszesz. I nie próbuj mi nawet dziękować! Kocham cię Sunshine ♥
    [final-souffle]

    OdpowiedzUsuń
  2. Krowie placki, dziurawe drogi ot cała Polska :D super rozdział :) czekam na kolejny

    fifi1d.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. O jaa! <3 ZAJEBISTE! <3
    Niall zaliczył pierwsze spotkanie z krową hahahahahaha <3
    Szybko dalej! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Biedny Niall.. Czekam na kolejny rozdział! :)
    Zapraszam na tłumaczenie:
    www.songsthatyousinginthedark.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetnie jak zawsze <3 zapraszam do mnie http://one-direction-one-smile.blogspot.com/ i na http://in-your-eyes-the-world-laughs-baby.blogspot.com/ Proszę o komenty.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zdecydowanie, moimi faworytami w tym rozdziale są: Niall ze swoim pozytywnym nastawieniem i Zayn ze swoim myśleniem. Ta radość z drobnostek i zafascynowanie krowami! Taa...Niall jest na prawdę trochę pokręcony... a później dziecięce: "Chyba jednak nie polubię tych krów." rozbroiło mnie ;D.Co do Zayna, Pan Malik i jego cudowne "(...)wytwórnia najwyraźniej wysłała nas na wieś. Kurwa, serio?" jest nie do pobicia!. Koniec rozdziału jest już bardziej poważny...Harry i jego ponury nastrój po usłyszeniu imienia byłej i w końcu decyzja zamieszkania z kumplem. Nie powiem, ucieszyło mnie to, zresztą Zayna również :D. No cóż, podsumowując...uważam, że tworzenie charakterów bohaterów udaje Ci się wyśmienicie. Uwielbiam Twojego Harrego, Zayna, a teraz też i Niall. Tak dalej! Dzięki za rozdział i do następnego :) arisa

    OdpowiedzUsuń
  7. PO PROSTU WIEDZIAŁAM, ŻE JADĄ DO POLSKI! TE DZIURY W DROGACH MNIE PRZEKONAŁY. I TE ZADUPIE, NORMALNIE JESTEM BOSKA, HAHAH. XD
    Nie wiem co mi się ubzdurało i przez cały ten rozdział myślałam, że opowiadanie to ZIALL. I się zdziwiłam, że zamiast Nialla, pokój z Zaynem, będzie miał Harry. Serio, moja mama miała racje, coś dzieje się ze mną niedobrego xD Korniki wyżarły mi mózg, tak przypuszczam. Ale po chwili zorientowałam się, że piszesz Zarrego *.*
    Hahaha rozwalił mnie Niall. Jaki on jest pocieszny. HASAŁ. Normalnie rozpierdoliłaś mnie tym zdaniem, słowem, wgl śmiałam się jak głupia, serio :D
    No nic, czekam na ciąg dalszy, bo kocham Zarrego, kocham to opowiadanie i kocham ciebie, że je piszesz :D

    [last-picture][destiny-is-death]

    OdpowiedzUsuń
  8. hej, zapraszam na hard-bland-sensitive.blogspot.com, mamy nadzieję, że wyrazisz opinię na temat naszego bloga. jeżeli się spodoba to, prosimy, zaobserwuj nas :) - Emilie

    OdpowiedzUsuń
  9. No dobra. Przepraszam, że dopiero teraz! Ogarnęła mnie niemoc, czy coś w tym stylu. Nic nie czytałam, pisałam. Jakbym zdechła. Ale dobra, dosyć o mnie. Zapomniałam już, jak specyficzny jest Twój styl pisania. I jak wspaniale się go czyta. I, kurczę, WIEDZIAŁAM, że to będzie Polska, czułam to. Dziury w drogach mówią same za siebie! Toż to wiadome! Rozdział bardzo mi się podoba, jest przyjemny, ale w pewnym stopniu kojarzy się z ciszą przed burzą... Cóż zobaczymy, co los przyniesie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń